Nadeszła zima ️ Co na to bohaterowie #KlanZAlaski? Oglądaj dzisiaj o 1️⃣2️⃣:0️⃣0️⃣ na #DiscoveryChannel Gabe Brown. Noah Brown. Snowbird Brown. Michelle Cosco. Karryna Kauffman. Ami Brown. Joshua Bam Bam Brown. Beat Brown. Pełna obsada filmu Klan z Alaski (2014) - Naturalista Billy Brown wraz z żoną Ami i siedmiorgiem dzieci postanawia spędzić swoje życie w buszu Alaski bez kontaktu ze współczesnym 7.2K views, 35 likes, 0 loves, 2 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Discovery Channel Polska: Najważniejsze, żeby praca była wykonana! Czy 295 views, 3 likes, 0 loves, 0 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Telewizja METRO: Dziewięcioosobowy klan Brownów żyje z daleka od cywilizacji, na bezludnych terenach Alaski. Mieszkając Do tego stopnia, że przez sześć czy dziewięć miesięcy w roku najczęściej nie spotykają nikogo poza członkami swojej rodziny. Sami siebie nazywają „wilczym stadem”. Z czasem wykształcili własny, unikalny akcent i dialekt, którego nie zna nikt poza nimi. Nie przypominają żadnej innej amerykańskiej rodziny. Podczas gdy najmłodszy brat Noah, kontynuuje remont Browntown, pozostałych ośmiu członków rodziny wyrusza w najbardziej ryzykowny, jak do tej pory połów. 43min. Właśnie oglądasz. Sezon 3 Odcinek 10. Spotkania z rodziną Brownów i ich siódemką dzieci, którzy żyją w dziczy na Alasce bez prądu i udogodnień współczesnej cywilizacji. . Wielki powrót najdzikszej rodziny USA! Billy Brown i jego żona Ami wraz z siódemką dzieci żyją z dala od cywilizacji, w sercu alaskańskiej dziczy. Uciekli od gwaru miast tak daleko, że często przez kilka miesięcy nie widzą żadnej obcej twarzy. Krótko mówiąc, nie są typową amerykańską rodziną… W tej serii zobaczymy niepokazywane wcześniej, wyjątkowe materiały. Jak będzie wyglądać pierwsze lato na nowych włościach Brownów? Z jakimi przeciwnościami zmierzy się rodzina, a co da im radość? Premiera nowych odcinków serii „Klan z Alaski” już od 14 lipca 2016 roku na Discovery Channel. Sprawdź szczegóły w PROGRAMIE TV Jeśli kiedyś marzyliście o rzuceniu wszystkiego i wyjechaniu w miejsce, do którego nie dociera zasięg telefonów komórkowych, ale jednak coś Was powstrzymywało, to ta seria może stanowić prawdziwą inspirację do stworzenia planu ucieczki od cywilizacji. Billy Brown, podróżnik i miłośnik przyrody, stracił swoich rodziców i ukochaną siostrę w wypadku, kiedy miał zaledwie 16 lat. Ta tragedia sprawiła, że postanowił oddalić się od zagrożeń współczesnego świata najdalej, jak to tylko możliwe. Wraz ze swoją żoną Ami wyruszył na Alaskę, gdzie postanowili wspólnie żyć tak, jak traperzy w czasach Dzikiego Zachodu. Doczekali się siódemki dzieci, które zostały wychowywane w dziczy i mieszkają razem z nimi do dziś szanując odwieczne prawa natury. Specjalne odcinki tej wyjątkowej serii przedstawią życie „wilczego stada” od zupełnie nieznanej dotąd strony. Zobaczymy najprawdziwsze kulisy produkcji. Dowiemy się również, za czym rodzina najbardziej zatęskni, gdy będzie musiała opuścić Alaskę. Ponadto bohaterowie opowiedzą o swoim życiu i przygodach w tym najbardziej niedostępnym zakątku Ameryki. Jednego możemy być pewni – nowe odcinki przyniosą wiele emocji i sporą porcję nieujarzmionej natury. Jak żyje się w miejscu, w którym niebezpieczeństwo może kryć się za każdym rogiem? Czy na Alasce, z dala od cywilizacji, można znaleźć szczęście? „Klan z Alaski” Premiera nowych odcinków: czwartek, 14 lipca, godzina 22:00 Źródło: Discovery Networks CEEMEA Listopad w Discovery Channel zapowiada się niezwykle ciekawie! Kanał przygotował wiele interesujących pozycji programowych, które trafią w gusta nawet najbardziej wymagającego widza! GORĄCZKA ZŁOMU Andy Cohen to maniak samochodów i człowiek uzależniony od adrenaliny, ale przede wszystkim - niezmordowany przedsiębiorca. Jego ojciec, Bobby, pracuje w przemyśle złomowym od dziesięcioleci, ale nie lubi podejmować ryzyka. W efekcie między ojcem a synem dochodzi do ostrych konfliktów. Aby utrzymać swoje firmy Andrew, Bobby i ich ekipy szukają ukrytych skarbów, polują na najlepsze umowy i zarabiają na tym, co inni wyrzucili, uznając to za zbędne. Czy uda im się przetrwać, odnajdując kolejne złomowe cenne znaleziska? Od soboty, 3 listopada, godz. 11:00 KLAN Z ALASKI Głęboko w alaskańskiej głuszy, z dala od cywilizacji, mieszka niezwykła rodzina. To Billy Brown, jego żona Ami i siódemka ich dorosłych dzieci. Nie przypominają typowej amerykańskiej rodziny. Na przekór zwyczajom i przyjętym standardom, zupełnie inaczej patrzą na komfort życia. Na co dzień żyją w totalnej izolacji od reszty świata. Nie spotykają nikogo poza członkami swojej rodziny przez sześć, a nawet dziewięć miesięcy w roku. Sami siebie nazywają „wilczym stadem". Z czasem wykształcili własny, unikalny akcent i dialekt, którego nie zna nikt poza nimi. W tej serii zobaczymy, jak Brownowie przenoszą się z Alaski w góry w stanie Waszyngton po tym, jak Ami musi poddać się leczeniu raka płuc. Rodzina chce tam zbudować nowy dom i nadal żyć z dala od cywilizacji. Przed nimi nowe możliwości — ale też nowe wyzwania. Zbliża się zima. Czy poradzą sobie z niesprzyjającymi warunkami? Co tym razem ich zaskoczy? Od czwartku, 8 listopada, godz. 22:00 POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI Niezwykłe historie Polaków, którzy pasjonują się rekonstrukcjami historycznymi. Program umożliwia widzom ponowne przeżycie znanych wydarzeń, które na zawsze zapisały się na kartach naszych dziejów. Prowadzący program, Krzysztof Unrug, sam będzie uczestnikiem starć, w każdym z nich narażając się na potężne ciosy i ciężkie kontuzje. W programie zobaczymy spektakularne sceny batalistyczne, widowiskowe ujęcia, które robią wrażenie niczym z wielkich wojennych produkcji fabularnych. „Powrót do przeszłości" to także przewodnik po intrygujących ciekawostkach historycznych, począwszy od tego, czym posilali się żołnierze w każdej z epok, gdzie spali, jak opatrywali rany, a skończywszy na tym, z czego zrobione były ich zbroje czy mundury. Od niedzieli, 11 listopada, godz. 12:00 WYPRAWA PO SKARB INKÓW Jak podają legendy, w dalekiej dolinie położonej w zachodniej Boliwi ukryta jest ogromna ilość złota. W ciągu ostatnich trzech wieków setki osób zginęły, starając się znaleźć ten niewyobrażalny skarb, wart być może nawet 2 miliardy dolarów. Nadszedł czas na kolejnych śmiałków! Dzielna grupa nieustraszonych poszukiwaczy skarbów, „uzbrojona" w nowe wskazówki i wiedzę zdobytą przez poprzedników w okresie ostatnich stu lat, sięga po najnowsze zdobycze techniki, aby zbadać niebezpieczną dolinę rzeki Sacambaya. Wyprawa jest niezwykle ryzykowna. Już na samym początku poszukiwacze muszą przeprawić się przez wysokie Andy, zmagając się z osuwiskami w rejonie Yungas, na szosie zwanej „drogą śmierci". Jeśli jednak uda im się rozwiązać zagadkę doliny rzeki Sacambaya, być może znajdą drogę do bajecznej fortuny... Od poniedziałku, 26 listopada, godz. 22:00 TEN ADRES JUŻ ISTNIEJE W NASZEJ BAZIE Bardzo dużo osób pytało mnie o wyjazd na Alaskę. Pytania dotyczyły organizacji wyjazdu, pracy tam itp. Zatem: na Alaskę wybrałem się 3 lata temu i to w zasadzie była moja pierwsza duża podróż. Ostatnio przeglądałem zdjęcia z wyjazdu, wspominałem najlepsze chwile i postanowiłem, że napiszę artykuł, który rozwieje wątpliwości niektórych odnośnie Alaski. Jak to wszystko się zaczęło? Zaczęło się od filmu Into the wild. Obejrzeliśmy go z Góreckim (Góreckiego poznaliście już z podróży do Maroka i Paryża) i zapragnęliśmy pojechać na Alaskę. Nie wiem, jak to się dzieje, ale czasem działa jakaś magiczna moc, która podsuwa nam różne okazje. Kilka tygodni po obejrzeniu filmu pojawiła się możliwość pojechania do pracy właśnie tam! Górecki spotkał się ze swoją koleżanką w Bielsku – Białej, która wybierała się na Alaskę. Zasięgnął języka, dowiedział się wszystkiego, co potrzeba, przyjechał do Krakowa i kilka dni później zaczynaliśmy już załatwiać formalności. Ja przy tym srałem ze strachu, bo po pierwsze – nie czułem się na siłach z angielskim, po drugie – pierwszy raz w życiu miałem lecieć samolotem pasażerskim i to tak daleko, a do tego 10 stref czasowych i po trzecie – zadawałem sobie pytanie „A co, jak nie dostanę wizy…?”. Formalności i koszta Zacznę od tej mniej przyjemnej części czyli spraw, które trzeba koniecznie załatwić. Nie było to bardzo skomplikowane, ponieważ wybierałem się na program Work and Travel dla studentów i we wszystkich sprawach organizacyjnych pomagało mi biuro The Best Way, które organizuje tego typu wyjazdy. Dziewczyny, które tam pracują pomogły mi niesamowicie (zwłaszcza podczas następnego drugiego wyjazdu do USA do Bostonu). Bardzo miło wspominam współpracę. Do tego wszystko 100% przez Internet – ani razu nie byłem w biurze na miejscu : ) Wracając do papierologii – wypełnia się durny formularz wizowy, w którym trzeba zapewnić, że nie planuje się na terenie USA prowadzić działań terrorystycznych (sic!), konstruować bomb atomowych i biologicznych (!!), trzeba podać nazwę klanu i plemienia… Potem wszystko wysyła się do biura, a następnie idzie się do konsulatu na szczerze, że miałem niesamowitą adrenalinę przed rozmową. Zainwestowałem w ten wyjazd sporo pieniędzy (o tym za chwilę) i gdyby się okazało, że nie dostanę wizy, to nie wiem co zrobiłbym z sobą : ) Stres był niepotrzebny, bo poszedłem, pogadałem 2 minuty przy okienku o przysłowiowm niczym i dostałem wizę (co ciekawe, gdy jechałem potem drugi raz nawet nie musiałem się fatygować do konsulatu i wysłałem jedynie paszport kurierem). Wizę otrzymuje się na pół roku – z pozwoleniem na pracę chyba na 4 miesiące. Da się jednak na miejscu pokombinować tak, żeby przedłużyć swój pobyt. Jeżeli chodzi o samą pracę, to wszystko zapewniło mi biuro Work and Travel. Musiałem jedynie podpisać kontrakt, który dawał mi 8$ za godzinę i 12 za$ za nadgodziny. Pracodawca zapewniał darmowy nocleg (stara szopa) i wyżywienie (bardzo dobre żarło). Jeżeli chodzi o koszta, to nie jest wesoło. Całość kosztowała mnie około 4 tys. zł (wiza + udział w programie + ubezpieczenie + opłaty dodatkowe) i bilet lotniczy 3 tys. zł. Zdecydowałem się jednak na wyjazd, bo czytałem opinie, że na miejscu jest dużo pracy. Czy tak było? To zależy. Ponoć trafiliśmy na słaby sezon, co potwierdzały osoby z Polski, które wybierały się tam któryś raz z kolei. Przez miesiąc pracy zarobiłem prawie 3500$, czyli wyjazd zwrócił się. Zobaczyłem też, co chciałem i przeżyłem to, czego pragnąłem. Sezon chyba naprawdę był słaby, bo drugą fabrykę, do której też można było pojechać, zamknęli i ludzie po 2 tygodniach stracili pracę. Całe szczęście mnie to nie spotkało. To była jedna z największych przygód w życiu! O miejscu słów kilka Wyobraźcie sobie, że siedzicie w małej pakamerce obok pasa startowego i czekacie na samolot. Za chwilę przychodzi ktoś z obsługi i mówi, że możemy iść. Podnosimy plecaki i wychodzimy na zewnątrz. Na krótkim pasie startowym stoi mały samolot transportowy. Podchodzimy do niego w trójkę, witamy się z pilotami i wsiadamy z nimi do kabiny! Za chwilę startujemy! Sierdzimy tuż obok nich, rozmawiamy przez mikrofon i słuchamy ich historii poprzez słuchawki na uszach. Oglądamy góry, które są pod nami. Po lewej stronie widać Ocean Spokojny. Czyż to nie niesamowita przygoda?! Po około godzinie lądujemy w… Twin Hills – małej wiosce praktycznie odciętej od świata. W promieniu kilkudziesięciu kilometrów jest pustka. Wyskakuję z samolotu na zieloną trawę i co widzę? Stary, zdezelowany pickup! Dziecięce marzenie zaraz się zrealizuje! Do fabryki, w której pracuję mamy jeszcze kilka kilometrów i pokonamy je właśnie typ pickupem. Wskakuję na pakę, rzucam plecak w róg, siadam obok i za chwile ruszamy po żwirowej, wyboistej drodze, która daje trochę popalić, w dodatku obok jest dziurawy zbiornik paliwa i benzyna pryska na boki, ale jest pięknie. Dojeżdżamy do Oceanu Spokojnego i jedziemy wzdłuż niego po kamienistej plaży. Świeci słońce, wiatr wieje w oczy, a ja niemalże krzyczę ze szczęścia! Czy to nie niesamowita przygoda?! Na miejscu wylewają na mnie wiadro zimnej wody. Mieszkamy w drewnianej ruderze, a na miejscu oprócz hali produkcyjnej i doków nie ma nic. I uwaga – sensacja. Na terenie panuje prohibicja – nie uświadczysz nawet butelki piwa, a pół litra wódki na czarno kosztuje ponad 100$ . Oczywiście co sprytniejsi Polacy przyjeżdżający kolejny raz przywożą alkohol i przeprowadzają transakcję z Eskimosami. Business is business. O pracy słów kilka Przez pierwsze dni szło lekko. Praca nie była ciężka pod względem fizycznym, ale jak każda praca wykonywana przez długi czas – po prostu męczyła. Po około półtora tygodnia zaczęła się prawdziwa akcja – praca po kilkanaście godzin na dobę (zazwyczaj koło 16 h, rekord to 19 h), spanie w każdej wolnej chwili. Organizm rozregulował się i nie było „nocy i dnia”. Z resztą, praktycznie nie było nocy. Zachód słońca łączył się ze wschodem. Często, gdy kończyliśmy swoją zmianę np. o 6 rano, czekaliśmy na śniadanie patrząc na wschód i popijając kakao z torebki! I właśnie to było takie piękne! Człowiek nie myślał o Internecie i o całym świecie. Raz na kilka dni dzwoniłem tylko do domu informując wszystkich, że żyje. O Internecie można było zapomnieć. Dostępny był jeden komputer dla kilkudziesięciu pracujących, a jedna strona wczytywała się parę minut. Zanim otworzyłem maila, to już musiałem go wyłączyć, bo ktoś marudził, że za długo siedzę… Jak wyglądała praca? Była prosta i nie wymagała myślenia. Dostępne były różne stanowiska, które ja często zmieniałem, żeby nie popaść w totalną rutynę. Przykładowo stało się przy taśmie i sprawdzało wszystkie lecące ryby. Jeżeli była jakaś rana, to przerzucało się ją do innego koszyka. Kolejne stanowisko – układanie tych ryb na paletach. Inne stanowisko – pakowanie tych w paletach – już zamrożonych do pudełek. Dodatkowo udało mi się załapać do pracy w dokach, gdzie odbieraliśmy ładunek z kutrów. Od czasu do czasu można było popracować w Ice-housie – specjalnym pomieszczeniu, gdzie skraplająca się woda zamarzała i tworzyła lód. Cała filozofia polegała na tym, że trzeba było wejść z kilofem i łopatami i następnie kruszyć lód wrzucając go do specjalnego wiertła. Wszystko po to, żeby ryby się nie popsuły czekając na odcięcie głowy. Teraz chwila o pracownikach – pracowali tam polscy studenci, Eskimosi z Alaski, kilka osób z Meksyku i paru Amerykanów. Zazwyczaj jacyś wywrotowcy – świeżo po więzieniu lub po prostu nie mający pomysłu na siebie. Mimo to – bardzo mili : ) Czy było warto? Oj bardzo było warto. Co zobaczyłem, to moje i nikt mi tego nie zabierze. Praca na Alasce „wyrobiła mój charakter”. Czym teraz jest praca przy komputerze, gdy jeszcze niedawno musiałem tyrać fizycznie po 16 godzin na dobę? Sprawdziłem się. Zobaczyłem, jak mój organizm reaguje w sytuacji dużego zmęczenia, poczułem, jak to jest nie spać długi czas i zasypiać na stojąco. Uwierzyłem mocniej w siebie. Zauważyłem, że tak naprawdę siła to nie mięśnie i pakowanie. To bardziej kwestia psychiki. Do tego dochodzi jeszcze jeden ważny aspekt – wytrzymałość i to ona daje największa siłę. Nabrałem pewności siebie i zaufania do świata. Pojechałem i… przeżyłem, a miałem tyle obaw. Rozpoczęcie podróżowania „z grubej rury” bardzo pomogło mi przy kolejnych wyjazdach. Utwierdziłem się w przekonaniu, że podróże i robienie rożnych dziwnych rzeczy, jak np. patroszenie łososi na Alasce to jest to, co kocham i chcę robić! : ) Co do samego łososia – w życiu nie jadłem tak dobrej ryby i chyba nigdy w życiu już nie zjem. Bo to była ryba ze szczyptą mojej ciężkiej pracy, przygody, adrenaliny, doprawiona niepewnością i ryzykiem, bo jedzona na drugim końcu świata. Cóż… trzeba teraz robić kolejne niesamowite rzeczy. Właśnie planuje nową, niesamowitą podróż, o której dowiecie się w następnym wpisie : ) Dzięki za przeczytanie wpisu. Będę wdzięczny, jeżeli udostępnisz do innym w social media lub napiszesz poniżej w komentarzach, co o tym myślisz. Twoje zaagnażowanie naprawdę dużo dla mnie znaczy. Na to pytanie trudno jest odpowiedzieć inaczej niż twierdząco. Postaram się podzielić z Wami, dlaczego wybraliśmy to miejsce. Co nas urzekło, a co nas rozczarowało. Czy łatwo jest mieszkać tutaj w starym domu? Mogłabym tak wymieniać pewnie jeszcze długo, ale do brzegu (tfu do szczytu!). Minęło 11 miesięcy od kiedy postanowiliśmy spakować nasz dobytek życia i zamieszkać u Podnóża Karkonoszy. Pamiętacie nasz początek (klik!)? Teraz, kiedy nasze korzenie przytwierdziły się do podłoża zaczynamy trzeźwo oceniać sytuację. Wiadomo, że pierwsze wrażenie jest zupełnie inne, ale czy na pewno? Oczywiście są tu rzeczy, które kochamy, a są i takie, które doprowadzają mnie do łez i wówczas przeklinam dzień, kiedy to wpadłam na pomysł żeby kupić dom w górach! Wiecie no, samo życie bejbe! Opowiem Wam o tym, dlaczego chcemy tu mieszkać i nie myślimy o znalezieniu nowego miejsca 🙂 1. SPOKÓJ To góry sprawiają, że każdego dnia budzimy się, robimy kawę i gapimy się w okno. Dla tego widoku planujemy na anstresoli zamienić jedną ścianę na wielką taflę szyby – wtedy bęziemy siadać i gapić się w nieskończoność… Monumentalność Karkonoszy zapiera mi dech za każdym razem, i w każdą pogodę. Jak jest mgła, to też mnie zachwyca – nie wiem czy to normalne, ale zdecydowanie nieszkodliwe 😉 Lubię się gapić na góry, usiąść z kubkiem kawy i wyciszyć się. Tu idealnie mi się pracuje, tu powstają najlepsze pomysły i najłatwiej mi jest się skupić. Sąsiedzi w ciągu dnia są w pracy, dzięki czemu we wszystkie ciepłe dni możemy siedzieć na tarasie i rozkoszować się tym, co nas otacza – ciszą i spokojem. Obserwować ptaki, nawet taki myszołów przestaje być groźny, a miło jest patrzeć na jego wielkie skrzydła, kiedy kołuje nad naszym ogrodem (tylko na szczeniaczki musimy bardzo uważać). To wszystko spowodowało wyciszenie się i lepsze samopoczucie psychiczne. 2. TRASY SPACEROWE Wychodzimy z domu i w którą stronę nie pójdziemy, to jesteśmy na szlaku. Wciąż odkrywamy nowe trasy blisko domu, dzięki czemu nawet zwykły godzinny spacer z psami staje się obłędnie piękny. Wychodzimy z domu prosto w góry. To jest najpiękniesza rzecz na świecie. Czuję się, jak bohater Klanu z Alaski – dookoła mnie góry, co prawda nie mamy śniegu cały rok a i góry są niższe i cywilizacja jest, ale poczucie bliskości natury jest to samo! Samo chodzenie po górach sprawia nam wielką przyjemność. Za każdym góry wyglądają inaczej. Inne światło, inne kolory, inne niebo. Czy można czerpać z tego przyjemność? Jak widać wielką. Jestem w stanie zachwycać się skałami i roślinami, o widokach nawet nie wspominam. Oczywiście czasami przeklinam i wściekami się, jak idziemy ostro do góry i moje nogi mówią „dalej nie kroku”. Zaciskam zęby i idę dalej i wyżej, byle dotrzeć na szczyt. A tam czeka największa nagroda – piękny widok 🙂 3. JEDZENIE Nigdy w zyciu nie jadłam tak pysznego chleba, jak ten z miejscowej piekarni. O jego walorach smakowych mówią też nasi goście. Uwielbiam rano wejść do piekarni, poczuć zapach domowego pieczonego chleba. Zaraz ktoś z Was powie, że nie tylko tu są piekarnie. Oczywiście. Ale naprawdę tu jest najlepszy chleb, jaki kiedykolwiek jadłam! Chleb Karkonoski polecam każdemu, a i inne wypieki z naszej piekarni są wyśmienite. Sery, sery, sery. Świeże owcze i kozie sery. Niedaleko, bo w Świeradowie jest bacówka, w której można nabyć świeże owcze sery. Oczywiście to nie sklep z cukierkami, w związku z tym asortyment każdego dnia może być różny. Warto zadzwonić i zapytać, a na pewno baca Wam coś poleci. Kupujemy również sery kozie. Nie takie marketowe coś, tylko świeże pyszne sery i jogurty! Ja jako osoba, która nietoleruje laktozy mam tu, jak w raju 🙂 4. LUDZIE I TEMPO ŻYCIA Nie muszę chyba mówić o tym, że ludzie tu kochają góry i mogą gadać o nich godzinami. Chętnie dzielą się pięknymi miejscami, chętnie opowiadają historie miejscowe. Dla nas jest to bardzo miła odskocznia od wielkiego miasta, które pędzi 24/7. Tam ludzie znali się z widzenia (głównie psiarze) i to na tyle. Tu ludzie znając się z widzenia mówią z uśmiechem „dzień dobry”. I nie jest to kurtuazyjne przywitanie, a szczere i z uśmiechem. Wielu pasjonatów gór, których spotykamy na naszej drodze to cudowni ludzie. Uśmiechnięci, zawsze zagadają do psów. Jest nam miło, że jesteśmy tu już niemal „swoi”, ba nawet panowie pod sklepem machają nam na powitanie i pożegnanie (ach, ta butelka podarowanego piwa zbliża ludzi tak bardzo). No i to co najpiękniejsze dla mnie – nikomu się nigdzie nie spieszy! W kolejce w sklepie rozmowy, w warzywniaku Pani wybiera Ci najlepszy towar, bo pochwaliłaś jej ostatnią poradę kulinarną. Ot takie nasze drobne dostrzeganie piękna otaczającego nas świata. Dwoje ludzie, 4 cardigany i domek w Karkonoszach. Brzmi jak bajka? Zapewniamy Cię, że nie. Zapraszamy do naszego świata psów, gór i wiejskiego życia. Powrót do listy czwartek, 24 września 2020 W tym sezonie nestorzy klanu Billy i Ami prowadzą następną generację - Bama, Beara, Gabe'a, Noah, Bird i Rain do samodzielności i znalezienia własnego miejsca w górach, by razem mogli stworzyć większe, lepsze i samowystarczalne gospodarstwo. Nowe odcinki KLANU Z ALASKI w piątki o 22:00 w klanu dołączają na dobre nowi członkowie - żony i dzieci. Bracia Gabe i Noah osiedlają się ze swoimi drugimi połówkami i stawiają pierwsze kroki w rodzicielstwie. Noah rozwija swoje plany budowy domu dla Rhain Alishy i małego Eliasza. Gabe i Raquel przygotowują się do swojego ślubu i przyjścia na świat pierwszej w rodzinie wnuczki. Bear spotyka swoją „alaskańską księżniczkę” i zaczyna randkować. Z rosnącą liczbą osób gospodarstwie i liczną trzodą wilcze stado będzie musiało zdwoić wysiłki prowadzące to stworzenia samowystarczalnego i dobrze zaopatrzonego o samowystarczalności jest w zasięgu ręki, a każde z rodzeństwa Brownów ma własne, odrębne zadanie do wykonania. Głowa rodziny, Billy Brown otrzymuje od lekarzy pierwsze ostrzeżenie, jego przyzwyczajenia muszą ulec zmianie. Jaką decyzję podejmie? Czy porzuci styl życia, który sobie wmarzył? Dzieci śpieszą się przed zimą, by wybudować swoim rodzicom Billy'emu i Ami dom na środku rancza, który w przyszłości będzie miejscem spotkań "wilczego stada". Każdy z członków rodziny musi wnieść swój wkład we wspólne gospodarstwo, by rodzina mogła przetrwać i rozwijać się w nieprzystępnych rejonach całą serię online w discovery+ na Playerze.

klan z alaski czy to prawda