Justyna Piąsta. 05-03-2021 17:08. Mąż odszedł, gdy zachorowała na raka. Została sama z trójką dzieci. Mąż zostawił panią Renatę w chwili, gdy najbardziej go potrzebowała. W samotności musiała się zmierzyć z rakiem tarczycy i opieką nad trojgiem dzieci. Później zachorowała na nowotwór krwi, a po roku na nowotwór trzonu Dlatego w czwartym miesiącu ciąży postanowiłam działać. Pewnego dnia zaczepiłam Antka, gdy wracał do domu po meczu siatkówki. W pierwszej chwili wziął mnie za żebraczkę, ale widząc mój brzuch, nieco się uspokoił, gdy poprosiłam o rozmowę w ustronnym miejscu. „Mąż zostawił mnie, kiedy byłam w trzecim miesiącu ciąży. Odszedł do innej kobiety, ot tak z dnia na dzień. Byliśmy wówczas trzy lata po ślubie i wydawało się, że jesteśmy zwyczajnym małżeństwem. Planowaliśmy dziecko, mieliśmy żyć długo i szczęśliwie… mąż zostawił mnie, screen YT W Boże Narodzenie nasza córka wraz z mężem pojechali odwiedzić teściów w innym mieście i poprosili nas o zaopiekowanie się ich psem. W zeszłym roku stało się jasne, że mój mąż ma silną alergię na zwierzęce futro, więc kiedy powiedział, że pojedzie do rodzinnej wioski swojego brata Mąż mnie zostawił dokładnie trzy tygodnie temu. Powiedział, że zmęczyło go już życie w rodzinie i to po prostu nie dla niego. Życie w schemacie :praca-dom-dzieci” nie jest po prostu dla niego. Na moje pytanie o to, jak sobie wcześniej to wyobrażał w ogóle nie odpowiedział. Witam, jestem 13 lat po ślubie ma 2 synów (10l. i 1 roczek) mąż zostawił mnie- podobno nie ma innej jak twierdzi- i sie wyprowadził bo już mnie nie kocha i nie widzi sensu bycia ze mną. Źle było od dawna ok pół roku w separacji, prosiłam o rozmowy (przestaliśmy rozmawiać), o terapie, o próby o zm . -Damian był najlepszym tatą na świecie. Franek bardzo za nim tęskni, chodzimy na grób, czasem mam wrażenie, że potwornie boi się, że także ja odejdę, bo często przytula mnie i mówi, że jest szczęśliwy, że jeszcze mnie ma... - wyznaje pani Katarzyna. Archiwum prywatne-Cały czas mam wrażenie, że to wszystko to tylko zły sen, koszmar z którego za chwilę się obudzę - mówi pani Kasia, żona radnego gminy Sitkówka-Nowiny, Damiana Milewskiego, który zmarł na COVID-19, mając zaledwie 37 lat. Mieszkanka Nowin opowiedziała rozdzierającą serce historię o miłości i heroicznej walce o życie męża. Teraz samotna kobieta w ciąży oraz jej 6 - letni syn Franek muszą zmierzyć się z olbrzymim cierpieniem i pustką po stracie męża. Niestety okazało się także, że Pan Damian nie zdążył ubezpieczyć domu, do którego wprowadzili się w tym roku i jego żona musi sama spłacać 400 tysięcy złotych kredytu, który zaciągnęła razem z mężem na budowę. Pomóżmy! Link do zbiórki znajdą Państwo na końcu był najlepszym tatą na świecie. Franek bardzo za nim tęskni, chodzimy na grób, czasem mam wrażenie, że potwornie boi się, że także ja odejdę, bo często przytula mnie i mówi, że jest szczęśliwy, że jeszcze mnie ma... Ostatnio synek stwierdził, że marzy o tym, żeby jeszcze "poświrować z tatą pawiana", bo tak zawsze opisywali swoje szaleństwa - mówi z uśmiechem, przebijającym się przez łzy pani Katarzyna. Dodaje, że jeszcze kilka tygodni temu byli najszczęśliwszą rodziną na świecie. -Wreszcie, po wielu miesiącach starań, okazało się, że znów jestem w ciąży. Damian tak strasznie się cieszył - wspomina i dodaje, że czasem myśli, że jej mąż zmarł, ponieważ było im za dobrze, byli zbyt szczęśliwi. - Damianowi zawsze wszystko się udawało, ludzie bardzo go lubili, miał cudowną rodzinę, kilka miesięcy temu wprowadziliśmy się do nowego domu, mieliśmy niebawem przeżyć tutaj pierwsze Boże Narodzenie....Bardzo ostry przebieg choroby. "Do ostatniej chwili wierzyliśmy, że będzie dobrze"Załamana kobieta wspomina dramatyczne chwile, kiedy jej mąż walczył z koronawirusem. Nie ukrywa, że ma wielki żal do polskiego systemu ochrony zdrowia, bo najpierw nie mogli doprosić się karetki, a potem, kiedy jej mąż wreszcie trafił do szpitala na Czerwoną Górę, został przyjęty na zwykły oddział, a nie covidowy."Pogotowie przyjechało dopiero po tym, jak zaczęłam krzyczeć do telefonu i pytać, czy mam pozwolić mężowi umrzeć"- Czasem myślę, że to wszystko moja wina, bo to ja pierwsza zachorowałam na COVID. Wcześniej razem z Damianem byliśmy raczej sceptyczni, oczywiście wierzyliśmy, że wirus istnieje, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy, że potrafi być tak agresywny - przyznaje kobieta i dodaje, że ma ogromy żal do systemu ochrony zdrowia. - Wiem, że zrobiliśmy, co tylko mogliśmy. Damian zawsze miał słabą odporność, więc już od początku, kiedy tylko dostał wysokiej gorączki prosiliśmy o pomoc lekarzy. W poniedziałek mąż zadzwonił na teleporadę, dostał leki przeciwzapalne, ale to były w zasadzie te same specyfiki, które brał wcześniej. We wtorek skontaktował się z inną lekarką, ale sytuacja z lekami typu ACC się powtórzyła. W środę mąż już czuł się bardzo źle, nie był w stanie wstać z łóżka i stwierdził, że chyba musimy zadzwonić na pogotowie. Okazało się, że jednak teraz nie jest tak łatwo uprosić się o karetkę, ekipa przyjechała dopiero po tym, jak zaczęłam krzyczeć do telefonu i pytać, czy mam pozwolić mężowi umrzeć - wspomina mama Franka."Kiedy z nim ostatni raz rozmawiałam przez telefon, absolutnie nie brzmiał, jakby miał za godzinę odejść"Kiedy w domu państwa Milewskich pojawiła się ekipa pogotowia, od razu było wiadomo, że sytuacja jest kiepska, radny miał bardzo słabą saturację. - Jak już zabrali Damiana do szpitala w Czerwonej Górze bardzo się uspokoiłam, byłam przekonana, że po walce o przyjęcie na oddział, teraz już musi być dobrze, że w szpitalu podadzą mu konkretne leki, a nie jakieś witaminy i mąż za kilka dni do nas wróci. Teraz wspominając te wydarzenia, analizując każdą chwilę, każdy sms od męża, mam wrażenie, że tam coś poszło nie tak. Damiana nie przyjęto na oddział covidowy, trafił na zwykłą salę chorych, potem dostał antybiotyk i wtedy zaczęliśmy prosić ozdrowieńców, żeby oddali dla niego osocze - wspomina pani pana Damiana wyjaśnia, że cały czas mocno wierzyła, że jej mąż pokona chorobę. - Kiedy z nim ostatni raz rozmawiałam przez telefon, absolutnie nie brzmiał, jakby miał za godzinę odejść. Jeszcze jak szedł spać, napisał mi SMS, że jest osocze i że będą mu je przetaczać - wspomina pani Kasia i dodaje, że za jakieś półtorej godziny otrzymała wiadomość ze szpitala, że jej mąż nie żyje, że miał zator płucny...."Był najlepszy ojcem na świecie, najwspanialszym mężem"Kobieta wyznaje, że czuje się, jakby utknęła w jakimś koszmarze. - Cały czas to wszystko do mnie nie dociera, najgorsze są poranki oraz wieczory, kiedy jest tak strasznie dużo czasu na myślenie...Przeraża mnie to, że Damian zostawił Frania, a był najlepszym ojcem na świecie - przysięgam. Opiekował się nim, robił z nim dosłownie wszystko i głęboko wierzę, że Franek go zapamięta. Damian był też najwspanialszy mężem, moją największą miłością. Wiem, że nikt nie będzie w stanie go zastąpić - wyznaje pani Katarzyna, po czym nie jest już w stanie wykrztusić z siebie słowa...Po chwili dodaje jednak, że początkowo myślała, żeby wyprowadzić się z nowego domu, bo na jego budowę zaciągnęli z mężem 400 tysięcy złotych kredytu. -Teraz jednak stwierdziłam, że muszę zrobić wszystko, żebyśmy tu zostali, bo Damian o tym domu marzył, tak bardzo cieszył się, kiedy w lutym się tutaj wprowadzaliśmy. Ostatnio w jego laptopie znalazłam dwie oferty ubezpieczeniowe, ale Damian nie podpisał żadnej z nich, nie zdążył...POMÓŻMYRodzina pana Damiana bardzo potrzebuje teraz wsparcia. Na portalu założono zbiórkę na którą można wpłacać pieniądze: KLIKNIJ LINKKoronawirus w regionie. Najważniejsze informacjePolecamy: Epidemia koronawirusa - raport minuta po minucie najnowszych informacji dotyczących wirusa w Polsce i na świeciePolecane ofertyMateriały promocyjne partnera Ania i ja chodziliśmy do tej samej klasy. Już wtedy okazywałem jej sympatię, a ona ją odwzajemniała. Byłem wtedy pewien – to będzie moja żona. Wtedy to było zabawne i dla naszych rodziców, i dla znajomych. Byli pewni, że szczenięca miłość skończy się razem ze szkołą. I mieli rację. Po zakończeniu szkoły spotykaliśmy się jeszcze przez dwa miesiące, a później się rozstaliśmy. Każde z nas miało nowych znajomych, nowe ambicje i nowe zainteresowania. Ania poszła na medycynę, a ja marzyłem o tym, żeby zostać architektem. Po 10 latach spotkaliśmy się ponownie. Rozpoczął się między nami nowy romans, który zakończył się małżeństwem. Urodził nam się syn Mateusz. Mój syn to była moja duma i miłość. Wyglądał jak matka, ale charakter miał po mnie – był tak samo uparty, ambitny i odpowiedzialny. Doprowadzał do końca każdą rzecz, którą rozpoczął. Zdradzał mi wszystkie swoje sekrety, dzielił się pomysłami, lubił spędzać ze mną czas. Chociaż przebywał też dużo z matką i bardzo ją kochał. Ania również bezgranicznie kochała naszego syna. Spędzała z nim każdą wolną chwilę, kupowała zabawki, zabierała do teatru i zoo. Moja żona go rozpieszczała, a ja próbowałem wychować prawdziwego mężczyznę. Żyliśmy więc szczęśliwie, tak jak sobie to wyobrażałem. Tak się złożyło, że musiałem wyjechać na rok do pracy za granicę. Rodzina mnie wtedy bardzo wspierała. Wszystko było w porządku – rozmawialiśmy prawie codziennie. Czas mijał szybko i niepostrzeżenie. Kiedy wróciłem do domu, zdałem sobie sprawę, że coś się zmieniło. Żona stała się bardziej wycofana, trochę zmieniła się z wyglądu, przybrała na wadze, ale tłumaczyła, że to przez hormony. Starałem się nie zwracać na to uwagi, dopóki sześć miesięcy później nie zadzwonił telefon, który zmienił moje życie. Nieznajoma kobieta poinformowała mnie, że moja żona mnie zdradziła. Kiedy próbowałem porozmawiać z Anią, powiedziała, że ​​to tylko jakiś głupi żart. Na chwilę zapomniałem o całej sprawie, chociaż wciąż coś mnie w środku męczyło. Kiedyś, wracając z pracy, wybrałem inną drogę – postanowiłem wpaść do ulubionej cukierni mojego syna i wziąć jakieś ciasto do herbaty. Po drodze spotkałem swoją żonę. Nie była sama. Ania pchała przed sobą wózek, w którym leżała mała dziewczynka. Żona speszyła się i nie wiedziała, co powiedzieć. Ale i tak „wyrwałem” z niej to wyznanie. Okazuje się, że zdradziła mnie i zaszła w ciążę. Sama nie wiedziała, jak to się stało – widziała tego mężczyznę tylko raz w życiu. Nie wiedziała, jak mi o tym powiedzieć. Wstydziła się, bo to była chwila zapomnienia, a nie miłość, a Ania nie chciała się ze mną rozstawać. Postanowiła urodzić, ale nie przyznała mi się, że jest w ciąży – dobrze, że byłem za granicą. Po porodzie zostawiła córeczkę u swojej ciotki i po prostu przychodziła w odwiedziny i dawała pieniądze na jej wychowanie. Ania była przekonana, że ​​jej tego nie wybaczę, ale nie chciała zostawić córki w domu dziecka. Myliła się – przyjąłem to dziecko jak własne i zabraliśmy ją do domu. Synowi jakoś to później wyjaśnimy. 17/09/2017Na etapie poprzedzającym wszczęcie postępowania rozwodowego, wielu małżonków zastanawia się nie tylko nad „opłacalnością” dochodzenia winy w rozwodzie, ale i możliwością uzyskania orzeczenia o tej winie. Spora część Klientów zgłaszających się do Kancelarii adwokackiej, występuje więc z pytaniem: „czy mam szansę na orzeczenie o winie współmałżonka?”. Fakt, że sprawa nie jest oczywista, postaram się przedstawić na dzisiejszym przykładzie, zaczerpniętym z prawdziwego stanu postępowania sądowego, jakie zakończyło się wydaniem prawomocnego wyroku Sądu Apelacyjnego w Katowicach w sprawie o sygn. akt: I ACa 35/10 z dnia Wyrok ten, dostępny jest w zbiorze orzeczeń opublikowanych na stronie katowickiego Sądu Apelacyjnego pod adresem: Przyjrzyjmy się bliżej okolicznościom sprawy: Strony zawarły związek małżeński w sierpniu 2002 r., ze związku tego narodził się ich wspólny, małoletni syn; Po ślubie małżonkowie zamieszkali w domu rodziców pozwanej; Mieszkając u teściów powód nie czuł się swobodnie, ponieważ rodzice żony ingerowali w pożycie stron, krytykując wszelkie działania i zachowania zięcia, w tym także zamiar zakupu samodzielnego mieszkania. Pozwana także przestała akceptować rodzinę męża i wycofywała się z kontaktów z nią; Powód coraz silniej odczuwał nadmierną kontrolę ze strony żony polegającą między innymi na: rozliczaniu wydawanych przez niego pieniędzy, sprawdzaniu stanu licznika kilometrów w samochodzie; Będąca w ciąży uznanej za zagrożoną, pozwana odmówiła uczestniczenia w uroczystości komunijnej w rodzinie powoda; Powód wyprowadził się i zamieszkał u swych rodziców; za wspólne pieniądze stron nabył mieszkanie licząc, że żona zamieszka wraz z nim; Do czasu porodu strony nie kontaktowały się; Pozwana nie powiadomiła męża o urodzeniu dziecka, uznając że gdyby się nią interesował przyszedłby do szpitala, a nadto nie musiała informować małżonka, w którym szpitalu będzie rodzić ponieważ według niej było to oczywiste; Od czasu gdy powód opuścił żonę to jest od 2002 r. strony spotykały się jedynie przy okazji kontaktów powoda z synem; Od stycznia 2007 r. kiedy to w trakcie jednego ze spotkań doszło do gwałtownej scysji między małżonkami, wszelkie kontakty między stronami ustały; Na etapie postępowania rozwodowego, powód deklarował, iż nie kocha żony i nie widzi możliwości pogodzenia się z nią. Pozwana dla odmiany deklarowała, iż czuje się porzucona i skrzywdzona przez męża, ma do niego żal, lecz jednocześnie wciąż kocha męża i chce kontynuować związek dla dobra dziecka. Mimo to, wyraża zgodę na rozwód z winy powoda. WINA OBOJGA MAŁŻONKÓW? Jak nietrudno się domyślić, Sąd Okręgowy stanął przed ciężką decyzją ustalenia tego, które z małżonków ponosi winę za rozkład pożycia małżeńskiego stron i czy stan przedstawiony wyżej, pozostaje na tyle wyrazisty, aby winę tę, przypisać wyłącznie jednemu z nich, drugiego całkowicie „oczyszczając” z odpowiedzialności za doprowadzenie do rozkładu pożycia. W oparciu o opinię biegłych z miejscowego Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno – Konsultacyjnego, Sąd ustalił, że przyczyną rozkładu, pozostawał zwyczajny brak komunikacji małżeńskiej. Małżonkowie w trudnych emocjonalnie chwilach nie ujawniali się ze swoimi autentycznymi potrzebami i uczuciami, nie potrafili rozmawiać o istotnych problemach własnych jaki i w małżeństwie, co doprowadziło ostatecznie do zerwania ich więzi. W tak ustalonym stanie faktycznym Sąd I instancji uznał, że winę za rozpad więzi małżeńskich ponoszą zarówno pozwana, jak i powód. Na pierwszy rzut oka, pozbawiony czystej analizy prawnej, można by pokusić się o pochopne wnioski, zgodnie z którymi istotnie – każde z małżonków „dołożyło” swą cegiełkę do rozkładu pożycia ich małżeństwa. Powód wyprowadził się z domu i opuścił pozwaną w potrzebie, pozwana wykazywała zażyłą relację z rodzicami, z którymi powód nie potrafił znaleźć nici porozumienia, nie poinformowała także męża o terminie porodu, być może nie starała się wystarczająco, aby utrzymywać poprawnych relacji z jego bliskimi. Powyższy wyrok zaskarżony został jednak przez powoda i pozwaną, a sprawa zawisła przed Sądem wyższej instancji. „SPRAWA NIGDY NIE JEST OCZYWISTA…” Sąd odwoławczy zakwestionował zasadność przypisania winy obojgu małżonkom. Winę tę, przypisał wyłączni powodowi. Sąd Apelacyjny przyjął, iż: „orzekając w przedmiocie winy sąd winien ustalić czy występuje sprzeczność zachowania się albo postępowania małżonka z normami prawnymi lub zasadami współżycia, określającymi obowiązki małżonków, a sprzeczności tej towarzyszy umyślność lub niedbalstwo tegoż małżonka. Nadto między takim zachowaniem się lub postępowaniem małżonka, a powstałym rozkładem pożycia małżeńskiego musi istnieć związek przyczynowy. A zatem nie każde naruszenie obowiązków małżeńskich stanowić będzie o winie danego małżonka lecz tylko te, które miało wpływ na spowodowanie (bądź utrwalenie) rozkładu pożycia małżeńskiego”. Zdaniem Sądu Apelacyjnego, przyjęcie wniosku o tym, iż to ogólny „brak porozumienia” małżonków przyczynił się do rozkładu ich pożycia, pozostaje nie tylko niewystarczające, ale w istocie nie wyjaśnia przyczyn rozkładu pożycia małżeńskiego stron. Sąd Apelacyjny przyjął, iż to powód ponosi wyłączną winę w doprowadzeniu do trwałego, zupełnego rozkładu pożycia. Tym samym nie ma podstaw, aby pozwanej przypisać współwinę w spowodowaniu owego rozkładu. Jak przyczynę przypisania mu winy za rozkład pożycia, Sąd Apelacyjny przyjął w szczególności opuszczenie ciężarnej małżonki przez powoda. W uzasadnieniu swojego wyroku Sąd przyjmuje: „To powód wyprowadził się z domu rodziców żony, w którym małżonkowie wspólnie zamieszkiwali. W chwili gdy powód opuszczał pozwaną była ona w szóstym miesiącu ciąży, która to ciąża była ciążą zagrożoną. Bezpośrednią przyczyną zachowania powoda był brak porozumienia małżonków co do ich uczestnictwa w uroczystości komunijnej siostrzenicy powoda. Po opuszczeniu żony, powód aż do urodzenia się dziecka (o którym to fakcie dowiedział się od znajomego) nie kontaktował się z pozwaną i nie interesował się jej stanem. W międzyczasie natomiast za zaoszczędzone przez strony środki pieniężne powód nabył mieszkanie, do którego – po przeprowadzonym remoncie – się wprowadził. Od tej pory powód zamieszkuje w tym lokalu, a pozwana z dzieckiem pozostała w domu swoich rodziców. Powód nigdy nie przekazał żonie kluczy do tego mieszkania.” Opisane zachowanie Sąd Apelacyjny sklasyfikował, jako naruszenie obowiązku wzajemnego wsparcia i pomocy: „Opisane fakty świadczą zaś o tym, że to powód naruszył obowiązek wspólnego pożycia małżonków i wzajemnej pomocy (art. 23 opuszczając będącą w zaawansowanej ciąży żonę. Następnie powód odmówił jej wsparcia, nie kontaktując się z żoną aż do czasu, gdy powziął wiadomość o urodzeniu się syna i zachowując się – co najmniej – nielojalnie, przeznaczając wspólne finanse na zakup mieszkania, w którym sam zamieszkał”. Zaznaczyć należy oczywiście, iż nie każdy stan faktyczny, w którym małżonek opuści swą ciężarną partnerkę, skutkował będzie automatycznym orzeczeniem jego winy. Pamiętać należy, iż wszystko zależy od wnikliwej analizy indywidualnych okoliczności danego przypadku. Nietrudno wyobrazić sobie dla przykładu sytuację, w której ciąża będzie efektem zdrady małżonki – wówczas z dużym stopniem prawdopodobieństwa, za słuszne należałoby uznać roszczenie o orzeczenie rozwodu z wyłącznej winy ciężarnej kobiety. Przypadków stanowiących tu kontrprzykład, można by mnożyć. Pozdrawiam, Adwokat Dagmara Jagodzińska - Mówi się, że ciąża to stan błogosławiony. Dla mnie był to najgorszy okres w życiu. Mimo że miałam wsparcie rodziny, a wszystkie koleżanki odwiedziły mnie w szpitalu. Brakowała mi jednej osoby, ale on się nawet nie odezwał - opowiada Beata. Zobacz film: "Dziecko macha do rodziców na USG" Social media pękają w szwach od idealnych zdjęć. Fit mamy, bobasy robiące słodkie minki i baby shower niemal tak samo huczne jak to, które miała Megan Markle. Można przez to odnieść wrażenie, że ciąża to czas błogiej jedności mamy, dziecka i świata. Byłoby wspaniale. Niestety, w prawdziwym życiu nie można wyszczuplić opuchniętych kostek, podkręcić błękitu oczu dziecka ani dodać filtra, który zwykłe mieszkanie zmieni w klimatyczny apartament. Zwłaszcza gdy zamiast na pilates, biegasz całkiem sama na usg, a na porodówkę zawozi cię ktoś inny niż partner. Bo ten, w międzyczasie, zdążył się zmyć. - Nieraz zastanawiam się jaki on był naprawdę - opowiada Alina, którą również partner zostawił podczas ciąży. Byliśmy ze sobą 3 lata, planowaliśmy ślub. Dziecko miało być dopełnieniem, dlatego w pewnym momencie przestaliśmy się zabezpieczać, bo byliśmy siebie "pewni". Na początku się cieszył, wszystko ze mną planował, ale sama ciąża okazała się trudnym okresem, a ja nie wyglądałam jak modelka z malutkim brzuchem. Bolały mnie plecy, byłam apatyczna. Nie otrzymałam troski i wsparcia. Miałam wrażenie, że się mną brzydzi. Nie chciał mnie dotykać, unikał kontaktu i więcej pracował - dodaje Alina. U Beaty sytuacja wyglądała podobnie. - Wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy Marcin dowiedział się o ciąży. Poznaliśmy się na targach, pracowaliśmy w konkurencyjnych firmach. Byłam wtedy zaręczona, on też był w związku, ale tak się zakochałam, że zerwałam zaręczyny, wyprowadziłam się z domu i wynajęliśmy razem mieszkanie. Przeniosłam się nawet do jego firmy - opowiada. - Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam przerażona, ale później oswoiłam się z tą myślą. On w ogóle nie chciał rozmawiać. Nie chodził ze mną do lekarza, a kiedy wysłałam mu zdjęcie z USG, nawet nie odpisał. Wyjechał do Gruzji i przestał dzwonić. Gdy wrócił, co noc imprezował poza domem - wspomina Beata. Na informację o ciąży każdy może zareagować inaczej. Nie warto generalizować i mówić, że dzisiejsi mężczyźni są nieodpowiedzialni i nie nadają się na ojców. Nie każdy mężczyzna chce mieć dziecko i ma do tego prawo. Ale odpowiedzialny człowiek, podejmujący taką decyzję komunikuje to drugiej stronie i dba o bezpieczny seks. Przynajmniej tak chyba powinno być, bo końcówka ciąży to nie jest dobry moment na zmianę zdania. - W idealnym świecie najlepiej dla dziecka byłoby, gdyby miało dwoje rodziców, którzy są szczęśliwym małżeństwem. W prawdziwym życiu może lepiej, żeby dziecko miało jednego rodzica niż np. nieobecnego czy przemocowego. Pamiętajmy też, że dobrym męskim wzorcem wcale nie musi być ojciec biologiczny. Nie zmienia to jednak faktu, że porzucanie kobiety w ciąży jest moralnie naganne, a mężczyzna jest tak samo odpowiedzialny za dziecko jak kobieta - mówi psycholog, Monika Dreger. Alinie w pamięci utkwiła szczególnie jedna sytuacja. - Zbliżał się Sylwester, ja nie czułam się najlepiej i chciałam, żebyśmy Nowy Rok przywitali razem w domu. Bartek się zgodził, ale dzień przed powiedział, że szef zaprosił go na imprezę i nie może odmówić. Było mi strasznie przykro, ale co miałam zrobić? Zaprosiłam do siebie przyjaciółki, w tym siostrę Bartka. Dziewczyny postanowiły wyciągnąć mnie na kolację, żebym nie siedziała w domu. Kiedy jechałyśmy główną aleją, zobaczyłyśmy Bartka… Nie był na żadnej imprezie u szefa. Stał pod klubem i obejmował jakąś kobietę. Zatrzymałyśmy się kawałek dalej, żeby zobaczyć, co się stanie. Całowali się i obściskiwali, a mi pękało serce. Nagrałyśmy to i wróciłyśmy do domu. Całą noc płakałam. Kiedy rano wrócił Alina pokazała mu film. Powiedział chłodno, że z tą kobietą nic go nie łączy, po prostu "ma swoje potrzeby, a ta cała ciąża to pomyłka". - Dziś wiem, że to on był pomyłką. Oddałam mu pierścionek. Byłam w siódmym miesiącu ciąży. Dla rodziny to był szok. Jego rodzice mi pomagali, odwiedzali w szpitalu. On zapytał tylko, czy potrzebuję pieniędzy. Nie wierzyłam już w obietnice, więc wywalczyłam oficjalne alimenty dla Zosi. On teraz pracuje w innym mieście, rzadko się widują- mówi Alina. Beata pamięta inny moment. - Kiedy byłam w ósmym miesiącu ciąży, w prezencie od firmy dostaliśmy wózek. Rano jechałam na uczelnię, Marcin znowu nie wrócił z imprezy. Coś mnie tknęło, żeby pojechać pod dom jego byłej dziewczyny. Oczywiście stał tam jego samochód z naszym wózkiem w bagażniku. Wysłałam mu zdjęcie, odpisał mi, żebym dała mu spokój, bo on już nie wróci. Mój świat się zawalił. On nawet się nie odezwał. Szef zorganizował specjalne pępkowe w firmie, przyszli wszyscy oprócz Marcina, który powiedział, że go to nie obchodzi. Ponieważ moje zarobki są zależne od prowizji, wróciłam do pracy (zdalnej) drugi tydzień po porodzie. Kiedy mój Wojtek miał dwa miesiące, pakowałam go do samochodu i jeździłam z nim do firmy. Marcin ani razu nie podszedł do wózka zobaczyć swojego syna. Samotne macierzyństwo to coś strasznego, zwłaszcza jak ojciec nie chce swojego dziecka. Było mi bardzo ciężko, ale dzisiaj cieszę się, że nie ma go w moim życiu. Kupiłam nowe mieszkanie, a Wojtek już nie pyta o tatę. Jeśli mogłabym coś przekazać innym dziewczynom: mądrze wybierajcie partnerów. W sytuacjach takich jak te, nierzadko pojawiają się głosy, że gdyby byli po ślubie, nic takiego by się nie stało. Zdaniem Moniki Dreger, sam fakt ślubu nie chroni przed problemami w związku, a założenie obrączki nie sprawia, że mężczyzna staje się dobrym mężem i ojcem. Często kobiety nie zdają sobie sprawy, że fizycznie mają męża, ale mentalnie zostały porzucone. Są to związki, w których jego ciągle nie ma, bo ucieka w pracę lub towarzystwo kolegów. Pozostaje pytanie - czy związek z biologicznym ojcem dziecka przez sam ten fakt jest wartością czy lepiej pogodzić się z odejściem mężczyzny i pozwolić sobie na udany związek w przyszłości? Niezależnie od tego, czy mężczyzna pozostanie w związku czy nie, ojcem jest od chwili, gdy spłodził dziecko. I powinien wziąć za to odpowiedzialność. Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez polecamy Reading 5 minViews – „Kobiety w ciąży nie mogą się denerwować” – powiedział mój mąż w dniu w którym wraz z naszym synem zostaliśmy wypisani ze szpitala. Po prostu spakował swoje rzeczy w walizki i wyszedł. Z mieszkania i naszego życia. Teraz, gdy już urodziłam, jego zdaniem mogę się denerwować. Byliśmy małżeństwem już od siedmiu lat, a od pięciu staraliśmy się o dziecko. Problem medyczny istniał z mojej strony więc długo byłam leczona i obserwowana przez lekarzy. Zapłodnienie in vitro miało być ostatecznością. Miałam wtedy trzydzieści lat więc szanse na naturalne zajście w ciążę coraz bardziej malało. Byłam zdesperowana i uzależniona od opieki lekarzy. Te kilka lat widocznie odbiło się na naszym związku, nie było nam lekko. Ciągle byliśmy poddenerwowani – ja z powodu leczenia, a mój mąż pracy. Często dochodziło do kłótni, jednak zawsze dość szybko się godziliśmy. W końcu, rok temu, nastąpił upragniony moment – udało mi się zajść w ciążę! Nie mogłabym opisać szczęścia jakie wtedy czułam. Wydawało mi się, że mój mąż je podzielał. Przez całą długość ciąży dbał o mnie, otaczał opieką, troską i miłością. Myślałam, że ta ciąża będzie lekarstwem i plastrem na wszystkie trudności naszej rodziny. Spodziewałam się, że narodziny upragnionego dziecka staną się momentem przełomowym w naszym związku. Zdarzył się przełom, niestety nie taki jakiego się spodziewałam. Urodziłam o czasie, wszystko przebiegło bez problemów. Po pięciu dniach razem z synem zostaliśmy wypisani ze szpitala. Spotkaliśmy się z rodziną i przyjaciółmi, mój mąż dumnie trzymał naszego synka na rękach. W domu czekały na nas balony, prezenty i wszyscy nasi najbliżsi. Wydawało mi się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Po jakimś czasie goście pożegnali się i wrócili do swoich domów a ja położyłam synka spać. Wtedy zdarzyło się coś czego się nie spodziewałam. – To wszystko, teraz ja wychodzę. – powiedział mi mąż Nie wiedziała jak to rozumieć. Była noc, pomyślałam, że pewnie chce iść wyrzucić śmieci więc odpowiedziałam: – Dobrze, idź. Wtedy on wyciągnął torby i walizkę ukryte na balkonie. Była w szoku i zapytałam dokąd idzie ze swoimi rzeczami. – Już od dawna chciałem się z Tobą rozwieść. Mam inną kobietę. Planowałem Ci o tym powiedzieć gdy okazało się, że jesteś w ciąży a kobiet w ciąży nie powinno się stresować. Dlatego milczałem by nic nie stało się z dzieckiem. Teraz już urodziłaś więc mogę odejść. Stałam w osłupieniu i patrzyłam tylko jak odchodzi. Nie mogłam uwierzyć w to, że to wszystko dzieje się naprawdę. Z osłupienia wyrwał mnie dopiero płacz syna. Mój mąż naprawdę nas zostawił i to nie był tylko nieudany żart. Po tygodniu zjawił się ponownie by omówić ze mną rozwód, podział majątku, kontakty z dzieckiem i alimenty. Nasze dziecko ma w tej chwili cztery miesiące, były mąż odwiedza je kilka razy w tygodniu, płaci alimenty i kupuje wszystko, czego ono aktualnie potrzebuje. Dowiedziałam się nieco więcej o jego aktualnej partnerce. Okazało się, że byli razem trzy lata. Trzy lata kłamstw i oszustw. I w ten oto sposób mój mąż postanowił mnie porzucić. Historię opowiedziała: Natalia O.

mąż zostawił mnie w ciąży