Szczęście podobne jest do kobiety: uśmiecha się do tych, którym się dobrze powodzi. Szczęście podobne jest do motyla – nigdy nie goni za człowiekiem, tylko człowiek za nim. Szczęście powinniśmy dzielić we dwoje, nieszczęście musimy dzielić samotnie. Jak znaleźć zaginioną osobę – radzi prywatny detektyw. Skontaktuj się z policją lub prywatnym detektywem , gdy tylko będziesz mieć powód do zmartwień. Nie musisz czekać przez obowiązkowy okres czasu na zgłoszenie zaginięcia osoby. Im szybciej poinformujesz policję o zaginięciu ukochanej osoby, tym szybciej będziesz mógł I wydaje mi się, że chodzi o to, żeby znaleźć jedną taką rzecz, o którą będę się mógł oprzeć i która pozwoli mi skakać normalnie. co się wydarzyło. Zadeklarował, że w Co zrobić, gdy się zgubiło książkę z biblioteki szkolnej? 2014-06-25 19:53:44; Co zrobić, gdy zgubiło się kartę rowerową? 2010-07-19 09:47:37; Co zrobić jak zgubiłem płytę do gry na ps3? 2011-11-28 21:11:04; Co zrobić jeżeli sie zgubiło domkumety? 2010-02-19 18:17:02; Co zrobić jak się zgubiło telefon? 2012-07-03 15:05:56 Jeden kiedyś kupiłem, drugi ostatnio dostałem gratis przy zakupach. Starsza wersja jest na CC2541 więc można próbować coś tam samemu napisać i wgrać. Nowa jest na jakimś chińczyku. Co go lokalizacji to jest to lokalizacją pobrana z GPS telefonu więc bezwartościowa. Sam gadżet jak piszą - też bez większej przydatności. Z tego artykułu dowiesz się, co powinieneś zrobić w sytuacji, kiedy zauważyłeś zniknięcie kluczyków, a także, gdzie się udać, aby wyrobić nowy egzemplarz. Najczęściej posiadamy kilka egzemplarzy kluczy. Na przykład klucze do mieszkania powinny mieć co najmniej dwie osoby, a do samochodu powinieneś mieć zapasowy kluczyk. . Latem dziecko ma wyjątkowo dużo możliwości zgubienia się rodzicom – na plaży, koncercie, festiwalu, w wesołym miasteczku. Jeżeli jesteście w zatłoczonym miejscu, wystarczy chwila nieuwagi. Zobacz, jak przygotować na taką sytuację i ułatwić sobie odnalezienie dziecka. Latem kilkanaścioro dzieci dziennie gubi się na plaży. Wystarczy dosłownie chwila, żeby stracić malucha z oczu. Jeżeli wokół jest dużo ludzi, poszukiwania mogą trwać nawet kilka godzin. Jest to bardzo stresujące dla obu stron, dlatego lepiej chuchać na zimne i przygotować się na wypadek, gdyby... Opaska dla dziecka z numerem telefonu Zapisanie dziecku numeru telefonu do mamy lub taty to najprostszy sposób. Nad polskim morzem, np. w okolicach Trójmiasta ratownicy rozdają darmowe opaski, które nakłada się dziecku na nadgarstek. Na opasce wpisuje się numer telefonu rodzica. Taką opaskę można też zrobić samemu. Wystarczy dowolna gumowa opaska (często są sprzedawane na stoiskach z pamiątkami – wybierz mały rozmiar) i marker. Jeżeli są na niej rysunki lub napisy, wywróć ją na drugą stronę i tam zapisz swój numer telefonu. Możesz też napisać numer bezpośrednio na ręku dziecka (lepiej długopisem niż markerem). Dobrym miejscem jest wierzch dłoni lub przedramię. Przed ścieraniem można go zabezpieczyć przezroczystym plastrem w płynie, np. Nexcare. Zrób dziecku zdjęcie przed wyjściem na plażę Oprócz wyposażenia dziecka w numer do opiekuna, sfotografuj dziecko, zanim znajdziecie się w tłumie. Będziesz dokładnie wiedzieć, w co było ubrane. Ratownikom lub ochroniarzom łatwiej będzie go szukać. Naucz dziecko swojego numeru telefonu Dzieci powyżej 4. roku życia potrafią już zapamiętać słowa piosenki, więc z dużym prawdopodobieństwem zapamiętają też twój numer telefonu. Powiedz dziecku, że gdyby się zgubiło, powinno podejść do ratownika lub innej osoby dorosłej i poprosić, żeby zadzwoniła do mamy lub taty. Wskaż dziecku ratownika lub miejsce zbiórki Gdy tylko dotrzecie na miejsce: plażę, do parku rozrywki, muzeum itd., pokaż dziecku, jak są ubrani pracownicy. Powiedz, że w razie, gdybyście się rozdzielili, ma się zwrócić właśnie do jednej z tych osób i poprosić o telefon do rodzica. Drugim sposobem jest wyznaczenie sobie charakterystycznego miejsca zbiórki. To zadziała w przypadku starszego dziecka (5 lat i więcej). Dokładnie pokaż dziecku to miejsce i powtórz (nawet kilkakrotnie), że gdyby się zgubiło, ma pójść właśnie tam i na ciebie czekać. Przygotowane dziecko będzie mniej przestraszone i prawdopodobnie szybciej się znajdziecie. Daj dziecku bilet do ręki Jeżeli idziecie np. na koncert, przedstawienie, gdzie są numerowane miejsca, daj dziecku bilet. Włóż mu go do kieszeni lub plecaczka i powiedz, że na bilecie jest zapisane, gdzie siedzicie. Wystarczy, że zgubione dziecko zwróci się do dowolnego pracownika i poprosi o odprowadzenie na miejsce. Czytaj też: Zabawki do piaskownicy i na plażę - takich jeszcze nie widziałaś! 7 pomysłów na deszczowe zabawy Wakacje: dzieci wiedzą lepiej, co jest naprawdę ważne Jak znaleźć coś, czego się nie zgubiło? Artykuł z cyklu Głos Już nie można mówić o początkach sezonu, o trwającym etapie zgrywania się z kolegami. W najbliższą sobotę Liverpool będzie grał już swój dziesiąty mecz kampanii 2011/2012, a w tym tygodniu minęły cztery miesiące odkąd Charlie Adam został zawodnikiem the Reds. Nadal słyszy się jednak głosy, że daleko mu do formy, jaką prezentował w Blackpool. Otóż Charlie Adam jest w wczorajszym spotkaniu reprezentacji Szkocji Adam nie przypominał zawodnika, który w ubiegłym sezonie był jednym z siedmiu nominowanych do tytułu gracza roku PFA. On nim był. Charlie na boisku pokazywał się wszędzie. Nie tylko rozgrywał piłkę ze środka pola. Widać go było na skrzydłach. Wbiegał w pole karne, wykonywał rzuty wolne i rożne, cofał się do obrony. Na każdej z tych pozycji był najlepszym zawodnikiem w to, co przyspożyło mu tyle sympatii w barwach Blackpool – agresję, determinację i przede wszystkim siłę charakteru. Charlie nie czeka na podanie od kolegi, on go szuka, stara się wywrzeć jak największy wpływ na wydarzenia na nie gra tak dla Liverpoolu? Najczęstszą teorią jest ciśnienie wyniku. Mówią, że Adam to świetny zawodnik w małym klubie, a w firmie o statusie LFC brak mu pewności siebie. Presja wygranej go blokuje (do wczoraj podzielałem to zdanie).Wczorajszy mecz Szkocji, był jednak grany pod takim ciśnieniem, jak spotkania na Anfield. No dobra, stadion i ilość kibiców daleko odbiegały od standardów Liverpoolowskich. Przeciwnikiem też był „tylko” Lichtensztajn. Ale mecz był o wszystko. Szkoci musieli go wygrać, a takie spotkania z teoretycznie słabym przeciwnikiem są bardzo trudne – łatwo nadziać się na jedną kontrę, która zupełnie pomiesza szyki drużyny. Szkoci, a w szczególności Charlie Adam, dali sobie jednak więc niemoc 26 latka w barwach Liverpoolu, śmiem wysunąć kolejną teorię. Za dużo biegania. Pass and move nie odpowiada Szkotowi. Charlie Adam wkłada w grę całe serce. Czy to w Blackpool, czy dla Szkocji, płuca by wypluł na boisku... ale tylko w odpowiednich „akcjami” Adam po murawie nawet nie truchta. On chodzi. Wygląda, jakby był na spacerze przez cztery minuty, żeby wykonać zryw, drybling, podanie. Potem znowu Liverpoolu wygląda to inaczej. Charlie musi wymieniać się stale pozycjami z Lucasem, który jest jednym z tych zawodników, którzy nie spoczywają nawet na chwilę. Lucas jest w ruchu przez 90 partnerstwo wyraźnie nie służy Adamowi. Zabiegany, kiedy dostaje piłkę zwykle oddaje do najbliższego kolegi. Samymi rzutami wolnymi i rożnymi kariery na Anfield nie naprawić sytuację? Usunąć Lucasa z drużyny? Przepraszam serdecznie, ale póki co Brazylijczyk jest dużo bardziej pożyteczny na boisku od Adama. Ba. Gra nawet bardziej ofensywnie od Kennym Dalglishem stoi trudne zadanie. Po powrocie Gerrarda, będzie musiał tak zestroić pomoc LFC, żeby każdy z grających mógł maksymalnie spożytkować swój talent dla dobra nadzieję, że w swoich planach nadal ma Charliego, bo Adam tak grający, jak wczoraj dla Szkocji, będzie dużym atutem the Reds. Chyba King Kenny oglądał mecz, w końcu też Szkotem. Autor: czarnyolek Data publikacji: (zmod. To hasło chyba najczęściej powtarzało się w wypowiedziach gości, zaproszonych w niedzielę na Zamek Żupny w Wieliczce. W spotkaniu z okazji 15-lecia samorządu uczestniczyło ponad 100 osób: radni gminni i powiatowi wszystkich kadencji, osoby współpracujące z wielickim samorządem i posłowie na Sejm. Tego dnia nie brakowało wspomnień o samorządowej historii, o tym, czego udało się dokonać i co było ważne. - Nie podejmuję się opowiedzieć tych piętnastu lat: tego się nie da zrobić - a na pisanie pamiętników jeszcze za wcześnie... Za najlepsze, co się udało, uważam to, że rady sołeckie i zarządy osiedlowe mogą decydować o kolejności remontów dróg lub budowie kanalizacji, że muszą nad tym wspólnie debatować, dogadywać się, wybierać to, co najważniejsze i co będzie służyć większej liczbie mieszkańców. To właśnie jest w samorządności istotne: świadomość, że coś od nas zależy i że ta nasza możliwość działania powinna być wykorzystana jak najlepiej dla dobra ogółu - _mówił burmistrz Niepołomic Stanisław Kracik. Równie często jednak powtarzały się słowa, że w samorządności lokalnej - szczególnie, jeśli porównać to, co dzieje się teraz i co działo się w pierwszej kadencji, w latach 1990-94 - coś się zagubiło. Wiele osób nie ma już dawnego zapału do pracy, a samorządowe życie to coraz częściej gry i gierki polityczne. - Pierwsza kadencja to czas romantyzmu i marzycielstwa. Potem przyszedł czas na realizm - oceniał Kazimierz Barczyk, były poseł, przewodniczący Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Małopolski. - W pierwszej kadencji wiara poderwała ludzi do pracy i udało się w krótkim czasie zrobić bardzo wiele. W drugiej kadencji było już więcej polityki, co źle odbiło się na zarządzaniu gminami - przyznał starosta Adam Kociołek. - Pamiętam dyskusje przy tworzeniu samorządów lokalnych. Wierzyliśmy, że w nowym systemie będzie po prostu normalnie, że odejdziemy od zasad, które rządziły w Polsce przed rokiem 1989. Wierzyliśmy, że wszystko się zmieni, że to, co było złe w poprzednim ustroju - niejasne kryteria przyjmowania pracowników do urzędu lub decyzje podejmowane dla osiągnięcia doraźnych politycznych korzyści - minie. Ale nie minęło - mówił Zbigniew Zarębski, przewodniczący Rady Powiatu wielickiego. Przypomniał też słowa Jana Pawła II: że nie wystarczy zmiana systemu, bo przede wszystkim trzeba zmienić sposób myślenia ludzi - aby zrozumieli, co znaczy słowo odpowiedzialność. - Zaczynaliśmy tworzyć samorząd, opierając się na uczciwości; potem było z tym różnie. 15-lecie to zapewne okres święcenia triumfu, ale powinien to być również czas na rachunek sumienia i zadanie pytania: ile uczciwości jest w naszych działaniach, a ile politycznej gry? Warto to święto wykorzystać do przywrócenia idei z czasów pierwszej kadencji samorządowej. Jesteśmy to winni tym, którzy nas wybrali - _zaznaczyła Aleksandra Ślusarek, radna powiatu wielickiego. Tekst i fot.: (JOL) Mikołaj Frączak / 17 września 2019 Reklamacja bez paragonu W jednym z krakowskich centrów handlowych nasza czytelniczka kupiła wymarzone buty, na które polowała od wielu miesięcy. Niestety, w krótkim czasie okazało się, że oprócz świetnego dizajnu mają jedną wadę – słabe wykonanie, które skutkowało pęknięciem podeszwy po tygodniu używania. Szybko zorientowała się, że w ferworze zakupów zagubiła paragon potwierdzający ich zakup. Swoją sytuację określiła jako beznadziejną i odstąpiła od procedury reklamacyjnej. Buty wyrzuciła. Popełniła błąd, sugerując się wcześniejszymi doświadczeniami, kiedy sprzedawcy domagali się wydruku z kasy w procesie reklamacyjnym, a mogła zrobić to zupełnie inaczej. Ta lekcja kosztowała ją trzysta trzydzieści dziewięć złotych. Co zamiast paragonu w przypadku reklamacji? Co mogła zrobić pani Anna? Przeanalizujmy możliwości, jakie dopuszcza prawo w procesie reklamacji. Po pierwsze – sposób płatności. Pani Anna kupowała swoje buty płacąc kartą płatniczą. Kosztowały 339,00 złotych. Były jedynym produktem, jaki wówczas nabywała w sklepie. Właśnie takie obciążenie figuruje na jej wyciągu z konta, a zatem pierwszy dowód ich zakupu już ma, wraz z datą, godziną i miejscem zrealizowanej transakcji. Po drugie – świadkowie. Dla pani Anny zakupy to świetna okazja do wspólnego spędzenia czasu z przyjaciółkami, które razem z nią były w sklepie i doradzały jej przy zakupie. Zgodnie z prawem konsumenckim zeznania świadków również mogą być potraktowane jako dowód w postępowaniu reklamacyjnym. Po trzecie – zdjęcie w komunikatorze. Pani Anna uwielbia dzielić się ze znajomymi wszystkim, co ją cieszy. Niedługo po zakupie przesłała zdjęcie butów swojej siostrze i bratowej. Zdjęcie w telefonie posiada w metadanych datę, godzinę a nawet miejsce jego wykonania – kolejny dowód, że buty faktycznie były jej własnością i w danym dniu prezentowały się jeszcze całkiem nieźle. Czy paragon faktycznie jest niezbędny przy reklamacji? Prawidłowa odpowiedź na to pytanie brzmi: paragon jest bardzo pomocny w procedurze reklamacji. Jeśli go zgubimy lub pod wpływem czasu wyblaknie, są inne sposoby na udowodnienia zakupu. Również w takim przypadku mamy prawo skorzystać z rękojmi lub gwarancji (jeśli została udzielona). Nie ma wątpliwości jednak, że paragon jest w stanie nam bardzo pomóc. Jeśli oprócz paragonu otrzymaliśmy także kartę gwarancyjną dopilnujmy, aby była ona opisana wraz z datą zakupu i pieczątką sklepu. Wówczas paragonem nie powinniśmy się przejmować, nawet jeśli sprzedawca mówi coś innego. Zdarza się, że z uwagi na technikę wydruku, po kilku miesiącach stanie się on nieczytelny, a karta gwarancyjna pozostanie jedynym, ale bardzo wiarygodnym dowodem zakupu towaru. Terminy reklamacji — infografika Katarzyna Grum Sprzedawca nie chce uznać innych dowodów zakupu niż paragon Jeżeli sprzedawca nie chce uznać innych dowodów zakupu niż wydruk z kasy fiskalnej pozostaje nam droga formalna na przykład przez miejskiego lub powiatowego rzecznika praw konsumentów lub Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta, który już kilka razy przypominał, że paragon nie jest jedynym dokumentem, jaki możemy użyć w procedurze reklamacyjnej. Podsumowując, procedura gwarancyjna bez paragonu może być dłuższa i trudniejsza, ale w żadnym razie nie jest niemożliwa do przeprowadzenia. Wynika to nie z przyjętych przez sklepy praktyk, ale przede wszystkim z praw przysługujących konsumentom. Zdjęcie paragonów w telefonie Dobrym pomysłem dla przezornych jest fotografowanie paragonów telefonem komórkowym. Dobrze jest założyć sobie specjalny folder, w którym gromadzimy zdjęcia dowodów sprzedaży. Najlepiej, jeśli zdjęcia wydruków będziemy robić jeszcze tego samego dnia – ułatwi nam to ich wyszukiwanie po dacie sprzedaży. Istnieją nawet specjalne aplikacje, jak na przykład PanParagon, pozwalające nie tylko na „kolekcjonowanie” dowodów sprzedaży, ale także przypominające o terminie gwarancji. Porządek w portfelu (i naszych prawach) gwarantowany. Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z informacjami prawnymi, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!Jeżeli podobał Ci się artykuł podziel się z innymi udostępniając go w mediach społecznościowych - poniżej masz szybkie linki do udostępnień. Czy ten artykuł był przydatny? Wyobraźcie sobie, że zaplanowaliście świetną wycieczkę. Ktoś opowiedział wam o fantastycznym miejscu, w którym nigdy nie byliście i chcecie je znaleźć. Pakujecie ekwipunek i wyżerkę do samochodu, wsiadacie i wpisujecie do nawigacji jedyną informację, jaką macie – współrzędne. Droga trochę wam się dłuży, bo już byście chcieli być na miejscu. Nie zauważacie kwitnących łąk, pól uprawnych układających się w malownicze pasy zieleni i żółci, błękitu nieba. Po prostu jedziecie. Gdy dojeżdżacie, wasza droga się kończy, ale nawigacja pokazuje, że jeszcze nie dotarliście do celu. Wysiadacie więc z auta lekko wkurzeni i zaczynacie szukać. Wszędzie jednak natykacie się na krzaki i inne chaszcze. W końcu po godzinie rezygnujecie i wracacie do domu z poczuciem ogromnego niedosytu. Nie wzięliście zwykłej mapy, nie mogliście się dodzwonić do osoby, która wam o tym miejscu powiedziała. Jesteście sfrustrowani. Co dalej? Zawsze czułam się zagubiona. Jako dziewczynka, dziewczyna, kobieta. Zawsze czułam się nie na miejscu, w nieodpowiednim czasie i sytuacji. Gdy coś zaczynało grać ze sobą nawzajem, były to momenty pełne mojej uważności, doświadczania życia w 100%. Poza nimi czułam ciągły niedosyt, wręcz frustrację. Miałam wrażenie, że się marnuję, że moje życie nie ma celu, a więc i sensu. Nie mogłam odnaleźć siebie… No właśnie – co z tym odnajdywaniem siebie? Dlaczego nie mogę odnaleźć siebie? To pytanie bardzo mnie męczyło. Dopiero kilka mądrych książek i wywiadów otworzyło mi oczy – nie mogę odnaleźć siebie, bo nie jestem nigdzie ukryta! Wiem, że to brzmi trochę absurdalnie, ale okazuje się, że wystarczy zastosować zdrową logikę, żeby ten problem rozwiązać. Odnaleźć można tylko to, co się zgubiło lub jest głęboko ukryte. Niektórzy “szukając siebie” eksperymentują z narkotykami albo jadą na Bali. Tylko, że to wymówki. Nie można odnaleźć siebie, bo my jesteśmy tu i teraz. Każdego dnia, każde nasze działanie lub zaniechanie nas tworzy. Co dzień TWORZYMY samych siebie, kreujemy nasze życie, a nie odnajdujemy go. Prawda, że można w końcu poczuć ulgę? Jak nadać życiu sens? Tworzenie swojego życia nieodwołalnie wiąże się z poczuciem jego sensu. Choć jest nas już na Ziemi ponad siedem miliardów, każdy z nas chce czuć, że ma jakieś znaczenie, a nie jest tylko drobnym ziarenkiem piasku w piaskownicy życia (cóż za metafora!). Otóż sens biologiczny naszego życia jest zawsze i jest prosty – przekazywać dalej materiał genetyczny, w miarę możliwości starając się zachować Ziemię w stanie możliwym do egzystencji kolejnych nosicieli tego materiału (hmm). Jednak bardzo dużo osób twierdzi, że ich życie nie ma sensu – na końcu i tak czeka na nas wiadomy finał, więc po co się starać, wysilać, żyłować? Tu zaczyna się problem. I frustracja. I depresja. I nihilizm. Łatwo w taki stan popaść, wyzwaniem jest przyjąć postawę odwrotną. Spójrzmy, co mówi na ten temat ekspert – Viktor Frankl, czyli austriacki psychiatra, który na własnej skórze doświadczył piekła Holokaustu, przez które jednak przeszedł NIE TRACĄC sensu życia i poświęcając się potem w swojej pracy naukowej przywracaniu sensu życia innym ludziom: Formułowanie pytania o sens życia w tak ogólny sposób przypomina pytanie mistrza szachowe­go: „Mistrzu, czy możesz mi zdradzić, które posunięcie jest najbardziej skuteczne?”. W szachach nie istnieje coś takiego, jak najlepszy czy nawet dobry ruch w ogóle, w oderwaniu od konkretnej sytuacji na szachownicy czy charakteru przeciwnika. To samo dotyczy ludzkiej egzystencji. Nie należy poszukiwać w życiu jakiegoś abstrakcyjnego sensu. Każdy człowiek ma swoje wyjątkowe powołanie czy misję, której celem jest wypełnienie konkretnego zadania. Nikt nas w tym nie wyręczy ani nie zastąpi, tak jak nie dostaniemy szansy, aby drugi raz przeżyć swoje życie. A zatem każdy z nas ma do wykonania wyjątkowe zadanie, tak jak wyjątkowa jest okazja, aby je wykonać. Sens swojego życia tworzymy każdego dnia – poprzez cele, które obieramy, nastawienie, które przyjmujemy, wybory, których dokonujemy. Nie odnajdujemy go, lecz wytyczamy. To my mamy siłę sprawczą w tym zakresie, a przyznanie jej komuś innemu – odbiera nam odpowiedzialność za nasze życie. Viktor Frankl w swojej pracy realizował cel, jakim była pomoc innym w tworzeniu swojego sensu życia. Jak? Trzy konkretne punkty: codzienna praca z motywacją, żyć miłością i mieć odwagę, by w każdej chwili radzić sobie z przeciwnościami. Cytat za blogiem Piękno Umysłu Całkiem niezły sposób na życie 🙂 O miłości i odwadze będę jeszcze w tym miesiącu pisać. Teraz skupię się na konkretach. Skoro już wiemy, że nic nie czeka na nas do odkrycia, a raczej do tworzenia i działania, pomyślmy, co trzeba zmienić w naszym życiu lub na czym się skupić, aby codziennie tworzyć słynną już “najlepszą wersję siebie”. Na jakich elementach muszę się skupić, aby żyć tak jak naprawdę chcę? Po pierwsze, zastanowić się, jak chcę żyć. Po drugie, skoncentrować się na następujących elementach: 1. Nawyki Jak mówi znane hasło motywacyjne, nasze życie kształtuje nie to, co robimy raz na jakiś czas, ale to, co robimy stale. Co to oznacza? Codzienność, rutyna są bardzo ważne, bo tak naprawdę z nich składa się nasze życie. No chyba, że jesteśmy Beyonce, to rutyna nabiera nieco innego znaczenia, ale jako że większości z nas to raczej nie grozi, skupmy się na tym, co mamy tu i teraz. A mamy codzienność. Łatwo ją zdeprecjonować, bo rzadko kiedy jest tak urocza jak na fotkach z Instagrama, ale warto sobie uświadomić, że nasze nastawienie do niej zależy od NAS. Warto pracować nad wdzięcznością za to, że możemy jej doświadczać, a poza tym przestać narzekać i wziąć się do roboty. Chcesz jeść lepsze śniadania? Zacznij je planować. Chcesz rano biegać? Zacznij wcześniej wstawać. Chcesz więcej czytać? Wyłącz telewizor i czytaj. Takie decyzje są zazwyczaj wyłącznie w naszych rękach, więc warto się pożegnać z rolą ofiary zastanych okoliczności i zabrać się do pracy. Czasem nawet przed drobną decyzją trzeba się zatrzymać i pomyśleć – kawa czy herbata, woda czy sok, usiąść czy wstać. W ogólnym rozrachunku WSZYSTKO to ma znaczenie. 2. Ocenianie Oceniamy. Wszyscy wszystkich. Hejtujemy – czasem głośno, czasem po cichu. Plotkujemy, obmawiamy, wyolbrzymiamy. Oceniamy, żeby lepiej się poczuć. Z czego to wynika? Poza tym, że to niezły sposób na marnowanie czasu i wymówka, żeby nie brać się za coś trudnego, to dlatego, że ciągle mamy kłopot z własną samooceną, a najlepszą obroną niezmiennie jest atak. Jako dzieci myślimy o sobie najlepiej, jak się da, dopóki nie przyjdzie rodzic, troskliwa babcia, nauczyciel czy kolega, który rzuci – najczęściej mimochodem – hasło typu “ale masz duże uszy”, albo coś takiego. Ja na przykład słyszałam o sobie, że jestem histeryczką, mam za szeroki nos i za małe piersi. Serio, jest tego więcej, ale internetowa psychoanaliza mi niepotrzebna 🙂 W każdym bądź razie rodzimy się kochając siebie i świat, a im jesteśmy starsi i bardziej doświadczeni, i jeżeli mamy trochę pecha w życiu do ludzi, stajemy się małymi krytykantami, we wszystkim i wszystkich potrafiącymi dostrzec coś negatywnego. Najczęściej mamy dobre intencje – chcemy pokazać, że my wiemy, co jest nie tak i co trzeba poprawić, tylko po co? Czy tego samego chcemy dla siebie? Dajmy sobie w końcu spokój z wtykaniem nosa w cudze sprawy i odważmy się zająć SWOIM życiem. Brzmi jak wyzwanie? Jeżeli ktoś nas ciągle krytykuje, ocenia, komentuje nasz wygląd czy wybory życiowe i robi to w toksyczny sposób – dajmy sobie z tą osobą spokój. W ten sposób “rozstałam się” z kilkoma koleżankami, bo zawsze ciągnęły mnie w dół i nie potrafiły docenić. Po co więc udawać, że się dobrze dogadujemy? Jeżeli podobną postawę wobec nas przyjmuje ktoś z rodziny i nie da się z nim rozstać, pracujmy nad swoją samooceną, żeby te komentarze jak najmniej nas dotykały i ograniczmy kontakty do niezbędnego minimum. Zróbmy dobrze sobie, tak dla odmiany. Jak powiedział patron niniejszego artykułu, czyli Viktor Frankl: Przyjmowanie cierpienia, które nie jest konieczne, to masochizm, a nie heroizm. I tyle w tym temacie. Reszta to praktyka. Trudna i często bolesna, ale koniec końców się opłaca. [line] Kiedyś myślałam, że gdy odnajdę siebie, będę szczęśliwa, a wszystkie puzzle złożą się w końcu w piękną układankę. Teraz wiem, że moim zadaniem jest wzięcie odpowiedzialności za swoje życie i podejmowanie decyzji, które są w zgodzie ze mną. Docenianie tego, co mam, dążenie do tego, co chcę i czuła uważność na świat. No i jeszcze miłość, wolność i odwaga, ale o tym niedługo 🙂

jak znaleźć coś co się zgubiło